Nie od dziś, panuje przekonanie, że czekolada działa tak, jak słońce. Powoduje eksplozję hormonów szczęścia.
Kiedy uczulona na kakao istota dowiaduje się, że kalendarz na ten dzień przewiduje światowy Dzień Czekolady, w jej głowie pojawia się zbiór wykluczających się myśli, które znajomi po fachu nazwaliby ” dysonansem poznawczym”. Z jednej strony czułam, że serotoniny, potrzebuję jak powietrza i jeśli nie znajdzie się ktoś, teraz, tu, kto pomoże się odprężyć i poczuć, że warto żyć, to zwariuję. Po chwili pomyślałam jednak, że stan umysłu po zjedzeniu kilku kostek czekolady jest wart, całej nocy swędzącego ciała. Dlatego zjadłam kilka kostek. Nie wiem, czy będę przez to szczęśliwsza, ale na pewno tak będę myślała.
A potem pomyślałam sobie o filmie „Czekolada”. Widziałam go wprawdzie ostatnio dość dawno, ale ciągle stoi na mojej półce, czekając na taki Rów Mariański, z którego mógłby mnie wyciągnąć.
Opowiadał o busynesswomen, która wyjechała do Włoch, w celu sprzedania odziedziczonej czekoladziarni i już nigdy nie wróciła do korporacji, pewnie dlatego, że znalazła miłość…Popołudniu myślałam, że dobra czekolada, może zastąpić namiętną miłość. Teraz wiem, że może być ona pysznym dodatkiem do inspirującej relacji.
W Dniu Czekolady życzę Wam samych słodkich dni. Jak myślicie, czy kuchnia to dobre miejsce na wyrażanie uczuć?