Miałam plan. Chciałam napisać o wspólnej pasji, zupełnie różnych ludzi. O szerzeniu kultury słowa i o jedności w działaniu.
Ja jednak nie mogę przychodząc do domu napisać o czymś oczywistym, otworzyć żadnego, zwykłego artykułu. Przeczytałam historię wokalistki, która opowiadała, o tym, że chodzi, w luźnych t-shirtach, zamiast obcisłych spódniczek. Pomyślałam sobie, że napiszę feministyczną notkę, o tym, że dzisiejsze kobiety, są silne, niezależne i samowystarczalne. Ta wizja, bardzo mnie cieszyła. W końcu jest taka Limonkowa. Kobieta radzi sobie sama i nie potrzebuje „chodzącego testoteronu”, bo sama ma go w sobie więcej, niż natura zaplanowała. Chwilę później natrafiłam na artykuł o tym, że warto spać mając kogoś na wyciągnięcie ręki. Podobno to zdrowsze i wywołujące poczucie bezpieczeństwa. Dziś przemówił do mnie jednak szczególnie argument, o tym, że jest to rozwiązanie ekonomiczne.
Próbując podsumować oba te teksty i wyciągnąć wnioski, stwierdzam, że chodzi tu o równowagę, harmonię, czy jak kto woli homeostazę. Chodzi o dodatni bilans przeżyć. By w pogoni za współczesnymi wartościami, nie zatracić samego siebie.