Wypiła łyk wina. Miało posmak goryczy. Choć może to ona miała wrażenie, że jej potrzeb nikt od dawna już nie słyszy. Piła tak łapczywie, jakby ostatnim oddechem łapała, wyciekające między palcami życie. Bo co to właściwie znaczy żyć?
We wszystkich pięknych książkach, w które tonęła zapominając o pustce, pisało, że żyć to znaczy kochać. Ale ona już wiedziała, że czasem największa, najprawdziwsza miłość, nie wystarczy. Czego więcej potrzeba? Może wspólnej przestrzeni, może jednego skrawka nieba, a może świadomości, że osoba, którą kochasz, pójdzie za Tobą na koniec świata, gdy zaistnieje taka potrzeba.
Zamknęła oczy. Następne łyki słodsze, bo przecież był ktoś taki, mówił, że zrobi wszystko, pójdzie wszędzie i zawsze, tylko dla niej, na wyłączność będzie.
Nagle poczuła, że nie może złapać powietrza. A może jednak wielka miłość, jak z powieści, czasami nie jest tym, co daje energię, do prawdziwego życia?