Przed chwilą z obolałym gardłem śpiewałam piosenkę o moście. Przypomniałam sobie, że jest coś o czym powinnam, a może raczej chciałabym tu dla Was napisać. Temat w sumie oklepany, na tysiąc różnych sposobów, ale obiecałam.
Obiecałam napisać o imprezie, tak energetycznej, że straciłam głos. O parze młodych ludzi, którzy mieli odwagę podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu i zaczęli budować most na całe życie.
Najpierw pomyślałam sobie, że też chciałabym zorganizować taką uroczystość, ale potem zrozumiałam, że to bardzo duża odpowiedzialność, obiecać bezwarunkową miłość na zawsze. By zdecydować o tworzeniu mostu na trwałych, niezniszczalnych fundamentach z przyjaźni i zaufania.
Wszystko było takie piękne, ale ja, jak zawsze spojrzałam na ten ślub swoimi, przewrotnymi Limonkowymi oczami. Jakim trzeba być ryzykantem, by chcieć związać się z kimś na całe życie, bez żadnej możliwości odwrotu 🙂
Drogim Sikorkom gratuluję tej odpowiedzialności i szaleństwa zarazem, życząc,. by ta budowa, za ” dziesiąt” lat przyniosła Wam mnóstwo satysfakcji i poczucia spełnienia na przestrzeni całego życia.
Wszystkim Czytelnikom, życzę fantazji, determinacji i wytrwałości w dążeniu do celu, jakikolwiek by on nie był 🙂