Podobno rozstanie może być inspiracją. Pomaga spojrzeć na życie z innej perspektywy, odnaleźć w sobie nowe możliwości, marzenia, emocje i pragnienia. Dla niej okazało się czymś innym. Było sposobem na to, by dowiedzieć się o sobie czegoś nowego. Od tamtej chwili była pewna tylko jednego. Lubi siebie.
Lubi być dla kogoś wyjątkowa. Jedyna. Niezastąpiona. Ktoś powie, że jest egoistką. Kiedyś stanowczo by zaprzeczyła. Dziś wie, że egoizm, który służy ochronie samej siebie, nie jest wcale czymś złym.
To po prostu metoda na to, by nie rozsypać się na kawałki, w momencie, gdy stały ląd osuwa się spod nóg. Dbasz tylko i wyłącznie o siebie. Nie pozwala na kolejne zranienie. Daje siłę i pewność siebie.
Nie wiedziała jeszcze, czy jest to dobry moment, by wsiąść do wehikułu czasu, przenieść się na ten wulkan, którego cykl erupcji już znała. Była świadoma jednak tego, że w jednym męskim sercu, jest tylko jedno miejsce na prawdziwą miłość. Nawet jeśli facet robi wszystko, by pokazać, że jest inaczej.
Skoro jednak tamtego wieczoru, usłyszała o innej kobiecie , przekonała się, że to nie będzie szczęśliwe życie usłane milionem czerwonych róż. Miała kilka opcji. Mogła żyć fikcją. Naiwnie wierzyć, że to był tylko moment. Mogła też cofnąć się do czasów, gdy to, co najważniejsze, było oddalone o kilometry. Postanowiła zaczekać. Nie cofać się i nie iść naprzód. Może piosenka „Let it be”, jest właśnie o tym, by stanąć, gdy chcesz uciekać i myśleć realistycznie, kiedy emocje przejmują nad nami kontrolę.