Dziś dzień ” robienia niczego”. Pewnie dlatego, że te weekendy we Wrocławiu naprawdę bywają wyczerpujące. Nie napisałam ani jednego ” płatnego znaku”, bo tak założyłam już rano. Obiecałam Wam jednak historię bloga i słowa dotrzymam 🙂
Początkowo miała to być smutna historia, o zawiedzionych nadziejach. O tym, że nic nie jest nam dane na zawsze.
Wtedy jednak ta historia byłaby smutna, a smutnych historii nie lubicie czytać. Poza tym przecież całokształt tej historii nie jest wcale smutny. Limonka zawsze pisała do szuflady. Nie znała się na tych wszystkich HTML-ach i WordPressach. Może to wstyd, ale choć komputer miała od zawsze, służył jej on głównie jako maszyna do pisania.
Potem odnowiła znajomość, z kumplem z dzieciństwa. Mieli wspólne wspomnienia, coraz więcej rozmawiali. Dużo czasu ze sobą spędzali. Limonka wciąż pisała. Mimowolnie w kontakcie z tamtym dorosłym już przecież facetem, czuła się coraz lepiej. Trochę jej imponował, trochę była ciekawa, jak zmienił go czas, który minął. Podświadomie zrobiła wszystko, by ” jadł jej z ręki”, a potem pokazała swoje teksty. To z jego inicjatywy założyła kolejnego już bloga. Każdy poprzedni, z braku wpisów ginął śmiercią naturalną. Z tamtą stroną miało być inaczej.
Kupił jej domenę, którą miał opłacać. Włożył piękny, zielony szablon z owocami limonki. Administrował stronę. Nie miała haseł, bo bała się że coś pozmienia i zniszczy. Miała tylko pisać. Właściwie mieli na zmianę tworzyć wpisy. Tak, aby blog miał w sobie unikalną damsko- męską energię. Przez około 2 lata było ok. Notki powstawały, blog żył.
Pewnego dnia w ramach kontynuacji, powstałej kilka dni wcześniej notki o raju, Limonce przyśnił się wąż. Powiedziała, o tym adminowi. Nie spodobał mu się ten pomysł. Odpuściła. Potem, coś w niej pękło. Zrobiła coś, co nie leżało w jej naturze. Poprosiła o hasło administratora do panelu, dała go innej osobie i zyskała wymarzony szablon. Wywiązała się wielka awantura, w wyniku której administrator usunął bloga i zakończył znajomość z Limonką.
Cała sytuacja nauczyła mnie tego, że impulsywność i spontaniczność, nie zawsze są dobrymi doradcami. Wiem także, że tam gdzie są emocje, nie będzie efektywnej współpracy, nieważne jak bardzo byśmy się starali.