Nazywał ją studnią bo pomagała mu zapomnieć o tym co złe. Z jej słów czerpał energię ilekroć czuł, że jego własna, nie pozwala mu funkcjonować tak, jakby oczekiwał od niego,jego zatłoczony świat. Była wtedy, kiedy nie miał z kim pogadać, kiedy potrzebował pokazać się z kimś na jakimś bardzo ważnym, pełnym szyku wydarzeniu. W tamtych chwilach była taką, jakiej wtedy potrzebował. Piękna, bo przecież inna na niego nie zasługiwała, błyskotliwa, bo z inną, nie mógłby się pokazać.
Wbrew powszechnemu mniemaniu nie spędzała z nim czasu, ze względu na ilość kolorowych napoi, którą mogła wypić w jego towarzystwie, bez posiadania własnych zasobów finansowych, ani też dlatego, że kochała go jakąś wielką, płomienną miłością. Studnia ma przecież to do siebie że po prostu daje wodę, nie zastanawiając się, kim jest osoba, która w danej chwili jej potrzebuje. Spędzała z nim czas, bo znała go, od zawsze, widziała jego lepsze i gorsze dni. Wiedziała, że on potrzebuje jej obecności, więc była. Była po prostu, niczego nie oczekując. Wrzucał w nią fakty i wydarzenia ze swojego życia, swoje sukcesy i porażki, smutki i radości jak do studni bez dna. Żadna studnia jednak, nie będzie dawała wody zdatnej do picia, w nieskończoność, jeśli ta którą otrzymuje z powrotem, będzie pełna substancji toksycznych…