Chciałabyś, żebym zrobił Ci stronę zawodową. Chciał, żebym Ci pomógł być po prostu pracoholiczką. Choć Ty przecież już nią jesteś. Dlatego, że chcę dla Ciebie dobrze, powinienem Ci pomagać tworzyć bloga. Nie stronę zawodową. Ale Ty masz w sobie coś takiego, że Tobie się nie odmawia.
Była za bardzo zmęczona, żeby odpowiedzieć coś sensownego. Powiedziała, więc tylko trzy razy, drżącym głosem, że dziękuje. Te kilka zdań potrząsnęło nią bardziej niż cokolwiek ostatnio.
Nic nie było wystarczająco mocne. Ani ścinający z nóg ból brzucha, ani ból gardła, który totalnie odcina głos. Chrypiła i pracowała. Zwijała się z bólu i pracowała. Czuła, że musi. Bo przecież powinna. Bo przecież do tego się nadaje. Bo przecież takie życie wybrała. Chciała dać osobie obok siebie dać wolność do realizacji samego siebie. Przecież tak było dobrze. Przecież taką decyzję podjęli dawno temu. Przecież ustaleń się nie łamie.
Przecież skoro bliscy potrzebują jej wsparcia. Powinna nim być. Niezależnie od wszystkiego. Zawsze. Wszędzie.
Dalsza część tamtej cholernie mocnej, choć niezmiernie delikatnej brzmiała mniej więcej tak.
„Może napisz coś w końcu na bloga. Czuję już że jest męski”
Na razie nie mam siły, ale obiecuję….
Jeśli doczytałeś do końca Drogi Czytelniku, tu będzie refleksja.
Powstał tu kiedyś wpis o Internecie z przełomu lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Bezpiecznym. Tamten Internet dał jej relacje. Relacje, które stawiają do pionu, gdy życie biegnie zbyt szybko.