Wpis będzie Limonkowy. Bardzo Limonkowy. Może nie odebrałam telefonu, ale wykonałam telefon i pojechałam. Kiedyś trzeba było. Po prostu tak czułam.
Ze spotkaniami po latach jest tak, że choćby się bardzo chciało, choćby się planowało. Układało miliony szczegółowych scenariuszy, nie da się ich zaplanować. Kompletnie. Zupełnie. Ani trochę.
Przez ostatnie sześć lat myślałam, że kiedy będę płakać, krzyczeć, albo śmiać się jak zawsze kiedy jestem zagubiona. Kiedy stres przewyższa rozsądek. Zamiast tego powiedziałam po prostu, dobrze wyglądasz. Cieszę się że cię widzę.
Bo choć nie wiedziałam niczego, wiedziałam, że cieszę się z tego spotkania. Nie było w nim niczego z tego czego się obawiałam. Nie było niezręcznej ciszy. Nie było histerii. Nie było skrępowania. Na początku trochę zgłupiałam. Przecież jeśli nikt nie panikuje, to znaczy że wszystko się skończyło. A jak mogło się skończyć przecież nigdy nie miało się skończyć.
Potem zjadłam rogalika. Chyba nic w moim życiu nie wyszłoby bez odpowiedniej ilości glukozy we krwi 🙂 Zamknęłam oczy i pomyślałam, że człowiek naprzeciwko mnie zawsze dawał wewnętrzny spokój.
I chociaż przez sześć lat zmieniło się wszystko. To jedno pozostało niezmienne. Dziękuję, za ten spokój. Również teraz, kiedy mogłoby być w nas mnóstwo sprzecznych emocji. Te sześć lat było nam potrzebne by dojrzeć i dowiedzieć się, że pierwsza miłość nie musi być ostatnią, a każda następna relacja może być odrobinkę lepsza, bo każdego dnia dowiadujemy się o sobie czegoś nowego. Ja zrozumiałam, że jestem dojrzalsza, niż wczoraj , ale zapewne mniej dojrzała niż jutro. Bez Ciebie byłabym inna.