Miałam to napisać jak ochłonę. Ale w sumie jeśli nie mam już na głowie opatrunkowego czepka, to chyba jest dobry moment. Kiedy spadasz ze schodów i krwawisz, powinnaś się wystraszyć, zacząć narzekać, albo płakać. Limonka w każdej kwestii jest niestandardowa.
Spadłam. Zanim się pozbierałam zdążyłam już powiedzieć, że nie zdążę na randkowego ” Narzeczonego na niby”, a tak bardzo chciałam przecież obejrzeć ten nowy kinowy hit. W ciągu kwadransa, znalazłam się w szpitalu, a bardzo miły pan ratownik medyczny, który podkreślił, że nie jest, ani lekarzem, ani pielęgniarzem, stwierdził, że jestem szczęściarą.
Po pierwsze, nic nie trzeba zszywać, po drugie, w gabinecie i na korytarzu, są trzej martwiący się o mnie mężczyźni. Tak, prawda. Do opiekuńczych mężczyzn mam ostatnimi czasy, dużo szczęścia. Wróciliśmy do kina. Przecież, takiego wieczoru, nie można zmarnować na SORze, nawet z sympatycznym ratownikiem. ” Jesteś wariatką, powinnaś wrócić do domu” – usłyszałam. ” Poszłam z Tobą do kina, więc jedyne co powinnam, to pójść z Tobą do kina”. Zawsze stawiam na swoim.
„Plan B” to film o poszukiwaniu, nowego sensu. Ja wczoraj znalazłam go po raz kolejny. Sensem życia jest to, by mieć wokół siebie ludzi, którym ufasz. Na których możesz liczyć w każdej sytuacji. Jeśli oni są niedostępni, zawsze znajdą kogoś na zastępstwo. To oni nadają sens.Dziękuję Wam, że jesteście. Nie tylko wczoraj, ale zawsze.