Chciała być, a nie bywać. Chciała chłonąć każdą wspólną chwilę, tak jakby miała być ostatnią. Powiedział kiedyś, że ma przestać czytać romanse, bo lepsze od czytania jest przeżywanie. Posłuchała. Dziś nie czyta i nie przeżywa. Żałuje. Choć ten stan, w którym przesypia całe noce, w jego objęciach, każdy pewnie nazwałby szczęściem.
Cieszyła się, że umie, a może tylko w tym, danym momencie udaje jej się fajną, stabilną relację. Taką bez potoków łez i dram o byle co. Tęskniła jednak za tym, by komuś koło niej brakowało oddechu.
By tęsknił za jej obecnością na tyle mocno, że nie będzie mu przeszkadzała jej praca, ludzie, plany. Że powie jestem. Będę, bo tęsknię, bo potrzebuję. Wyszepta, w miejscu pełnym ludzi, wiem że miało Cię nie być, ale bądź bo chcę.
We wzroku chciała czuć pożądanie, czy to za dużo? Im dłużej była w tym stabilnie chłodnym ostatnio związku, tym częściej tak myślała.