Jestem zła, a troszkę mi smutno. Choć może jest całkiem na odwrót. Ten wpis miał być o koncercie, urodzinowym prezencie i mężczyznach mojego życia. Emocje dzisiejszego poranka skłoniły mnie jednak do czegoś całkiem innego. Być może przeczytacie z równą ciekawością.
Będzie to historia o energicznej dziewczynie, którą każdego dnia fizyczność trzyma na ziemi. Pomyślałam sobie teraz, że ten to ten wpis powinien mieć tytuł sugerujące miękkie wnętrze. Opowiem Wam o tym, że gdybym tylko mogła samodzielnie się z rana ogarnąć, ubrać i uczesać prawdopodobnie już dawno nie mieszkałabym w domu. Miałabym swój kąt, pełen muzyki i ciszy, energii i spokoju, dobrego jedzenia i zupełnie nie rozwijających komedii romantycznych, przytulałabym się tylko do właściwych mężczyzn, a tych niewłaściwych omijałabym szerokim łukiem. Tymi niewłaściwymi, byliby Ci, którzy dziś wiedzą wszystko najlepiej i nawet nie próbują rozumieć.
Niestety moja rzeczywistość jest inna. Jestem zależna. Staram się to zmieniać. Do tego jednak potrzeba dużo kasy i czasu. Na dzień dzisiejszy robię wystarczająco dużo rzeczy, by nie czuć się winna, że dałam sobie i innym czas na chwilę oddechu. Nie zamierzam się z tego tłumaczyć, bo nie ma to najmniejszego sensu. Nikt mi nie powie, że to kobiety są chwiejne emocjonalnie, to nie one raz mówią, że podziwiają, by zaraz potem powiedzieć, że ta jesteś leniwy, lub nieodpowiedzialny. Całe szczęście, że dziś mam obok również tych, którzy znają moje ograniczenia i nie starają się walczyć z wiatrakami.