Nigdy nie lubiła trójkątów. Przerażały ją kąty. Twierdzenia Pitagorasa, od zawsze były dla niej zagadką. Tak, jak to, dlaczego jej życie wygląda dziś właśnie w taki sposób.
Dziś żyła w trójkącie równobocznym. A może wszyscy poza nią tak myśleli. Ona precyzyjnie oddzielała jedną historię od drugiej. Ktoś może powiedzieć, że robiła to tylko i wyłącznie dla własnej wygody. Bo ” normalni ludzie” kończą jeden wątek, zanim zaczną drugi. Może coś w tym jest, pewnie całkiem dużo. Tylko jak można zamknąć rozdział mający ponad 4 i pół tysiąca stron, z powodu zawirowania i zawrotu głowy.
Zawrót głowy, jakkolwiek najcudowniejszy, pierwszy i absolutnie wyjątkowy, zawsze będzie zdarzeniem, po zerwanym przyrzeczeniu wielkiej miłości. Jasne, że gdyby przyrzeczenie było złożone przez dojrzałe osoby, pewnie nigdy by się nie przedawniło, nie wypaliło i nie rozpadło. Jednak jest tak, jak napisał Rollo May „zakochując się tracimy część siebie”. Wobec tego nie miała już samej siebie.
Część była w codzienności. Jadła, oglądała telewizję i czuła wszystkimi zmysłami, w miejscu, któremu kolory nadała inna kobieta. Druga, zatopiona w przeszłości, nastawiona była na to, by chronić człowieka, którego pokochała, jako bardzo młoda kobieta. W końcu, kiedyś planowała kochać go na lata, mimo wszystko i do końca świata. Teraz kochała, jak małolata. Może ten wątek będzie tak krótki, jak namiętny i tak ulotny, jak intensywny.
Nie zrezygnuje z żadnej z części, z ani jednego wątku, żadnego boku trójkąta. Każdy z nich dał jej coś, o czym nigdy nie zapomni. Dzięki nim wiedziała, że żyje.