” Czy mogę dziś napisać na blogu o tym, jak wyłowiłam z sieci najzdolniejszego informatyka i najlepszego kumpla ever?” – zapytała Limonka, administratora. Powiedział, że tak, więc ona pisze. Powinno zaczynać się jak w bajce. Dawno, dawno temu, na nie najmłodszym już tak zwanym „portalu randkowym”….
Dziwne, bo żadne z nich nigdy wcześniej tam nie zaglądało. Tego, jednego wieczoru, wszystko było inaczej. On był smutny, ona zagubiona, pisząc o realnym świecie, można by teraz powiedzieć, że się spotkali i wpadli sobie w ramiona. Z nimi było inaczej. Oni po prostu do siebie pisali. O muzyce, fizyce, chemii i informatyce. O tym, że warto marzyć i dążyć do celu, o tym, że prawdziwych przyjaciół, w życiu mamy niewielu. O tym, że emocje rodzą się ze słów, a słowa kryją emocje. O tym, że czasami warto zwariować mimo wszystko. Powiedzieć komuś prawie obcemu, że chcesz, żeby zawsze już był blisko…
Jakiś czas później Limonkowe zdjęcia z wakacji, zostały pożarte przez jakiś wredny wirus na karcie pamięci aparatu fotograficznego. Wypili razem kawę, zjedli hamburgera. Zostali przyjaciółmi, bo przyjaciół się wybiera. Zdjęcia do mnie wróciły. Blog ma Anioła Stróża. A ja kogoś, kto choć pozornie daleko, jest tak blisko jak trzeba.