Zaszyła się w domku pod miastem. Tam zawsze był czas na uporządkowanie myśli. Może dzięki bliskości lasu, a może zwyczajnie dlatego, że nawet gdyby chciała, do kogoś zadzwonić, żadna sieć komórkowa nie miała na tyle zasięgu, by przeprowadzić satysfakcjonującą dwie strony rozmowę telefoniczną.
Wzięła głęboki oddech. Każdy powiew wiatru, czuła dziś jakby mocniej. Lubiła te momenty, gdy może sobie pozwolić na to, by w niedzielne popołudnie, pobyć jeszcze chwilkę ” tam i wtedy”. Nie trzeba być ” tu i teraz”.
” Tam i wtedy”, w tym konkretnym momencie, oznaczało fajnych ludzi, dobrą muzykę sprzed lat i tak zwane ” poczucie przynależności”. To paskudne stwierdzenie, rodem z psychologii społecznej, oznacza po prostu poczucie bezpieczeństwa w grupie. Ta, składała się z totalnych wariatów, bo przecież ” wszyscy jesteśmy zaburzeni, ale nie wszyscy jesteśmy zdiagnozowani”.
Otworzyła popularne czasopismo dla zapracowanych, luksusowych businesswoman. Czasem lubiła się taką czuć. Tak, jakby wszystko mogła mieć. Jakby wszystko zależało od niej. Jakby nic nie było niemożliwe. Zobaczyła nagłówek : ” seks zaczyna się w głowie”. Zainteresowała się. Przeczytała wywiad z panią seksuolog Alicją Długołęcką, która opowiadała o tym, że ” dobry seks, jest jak wykwintne jedzenie – możesz zjeść frytki, ale możesz też pójść do małego, osiedlowego sklepu i kupić soczysty owoc granatu. Można przytulać się do kogoś, ” bo tak trzeba” i dlatego, że to sprawia, że życie jest smaczniejsze.
Miała życie pełne soczystości i przyjaciół, z którymi mogła przenosić Himalaje. Była szczęśliwa. Dobrze, że czasem czytała gazety, bo tak łatwo o tym zapomnieć.