Piszę ten tekst już czwartą godzinę. W międzyczasie wylałam oceany babskich łez zupełnie bez powodu. Zdarłam sobie gardło wyjąc do laptopa coś o łzach ” w kolorze blue”. Dzisiejszy dzień jest dziwny. Z telewizora, radia i Internetu wychodzą teorie spiskowe zamiast pamięci o matkach, żonach, synach i mężach. Chyba mojemu otoczeniu udzieliło się to tak zwane „paranoiczne myślenie”, bo kiedy mówię, że jestem zwyczajnie zmęczona, słyszę, że oni są bardziej zmęczeni i ja jako psycholog, powinnam to świetnie zrozumieć.
Jasne bardzo się staram być wspierająca, pomocna, rozumiejąca i absolutnie empatyczna. Czasami jednak jest to trudniejsze. Organizm ( nawet super świadomego psychologa) też ma prawo odmówić współpracy. A wnętrze nie musi pomieszczać i przetwarzać cudzych emocji 24 godziny, 7 dni w tygodniu. Psycholog może się zwyczajnie wkurzać, płakać i krzyczeć, a nawet odciąć się od innych, którzy to robią dlatego, by chronić siebie. Lekarz może chorować. Nie definiujemy siebie, tylko przez wybór zawodu. Jesteśmy ludźmi. Mamy gorsze dni i nie ma powodu utrzymywać, że zawsze jesteśmy silni.